Zyje. Drugiej nie bedzie. Przynajmniej na razie. Jeszcze za wczesnie. Za duzy balagan. W sercu, w glowie... o torebce nie wspominajac!
Swietnie sie bawilam. Tylko na drugi dzien (i przez kolejnych trzy) juz nie bylo tak wesolo. Zburzylam swoj spokoj, ktory powoli odzyskiwalam. I znow mysli 100. Natretnych.
Dzis niedziela. A ja mam obiad raczej czwartkowy. W zasadzie to sobotni bo z wczoraj. Wiec jakby czwartkowy bo.. szybki i odgrzewany. Ale to niewazne bo rownie przesmaczny!
A oto moja fascynacja ostatnich dni:
niedziela, 2 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz